Jak mogliście przeczytać kilka postów wcześniej, Rafał Wojaczek zajmuje w naszym sercu specjalne miejsce- to jemu poświęciłyśmy nasz drugi wieczór poetycki.
Poniżej przedstawiamy kilka jego wierszy, choć czujemy, że jeśli w nich zasmakujecie, będziecie chcieli sięgnąć po więcej... a jest po co sięgać, oj jest!
Szczególnie w takie piękne, letnie noce, kiedy po całym dniu umierania z gorąca, mózg może w końcu zacząć myśleć.
NIGDY NIE OTWIERAĆ OKNA
Pamiętaj
nigdy
nie otwieraj okna
w czterech ścianach
wiatr nie wieje
dbaj o głowę
i o różę
i zaczerpuj wciąż na nowo
wprost ze źródła mieszczańskiego
nie myśl o tym
że ci się odnawia stygmat
ty…
Nie pisz listów do siebie kto to widział pisać listy do zmarłych
GWIAZDA
Gwiazdo wysoka w wieczystym niebie
Czemu przez nasze wnętrzności ciekniesz
Która nad naszym domostwem stoisz
Czemuś tym jabłkiem parzącym w dłoni
Która zachodzisz i która wstajesz
Kołem ogromnym przez oczy słabe
Czemuś powietrzem naszym płonącym Naszego chleba miąższem gorącym
CZY WIERSZ MOŻE NIE BYĆ KOBIETĄ
Ileż to jeszcze stronic nie zmazanych krwią głodną!
Lecz ten, co stał się, mnie jedząc,
Wiersz rankiem napisany, nakarmiony nocą, Czyż może nie być kobietą?
* * *
Niebo na piersi kładzie mi swą ciężką stopę Gipsowy knebel obłoku do ust Spraw krwi, nim głos mi wyjdzie już uszami Żebym zdążyła wyrzec chociaż ten czterowiersz
PEWNA KOMODA, CZYLI
Ile śmierć ma szuflad! W pierwszej
Składa sobie moje wiersze
Którymi ją sobie skarbię.
W drugiej szufladzie najpewniej
Przechowuje kosmyk włosów
Z czasów, gdy miałem pięć lat.
W trzeciej znowu prześcieradło
Z moją pierwszą nocną zmazą
I świadectwo maturalne.
Zaś w czwartą zbiera rachunki.
Upomnienia i sentencje
"W imieniu Rzeczpospolitej".
W piątej recenzje opinie
Które by się pośmiać, czyta,
Kiedy jest melancholijna.
Musi też mieć wielce skrytą,
Gdzie spoczywa rzecz najświętsza:
Akt mojego urodzenia.
A najniższa i największa - samej już wysunąć trudno – Będzie dla mnie w sam raz trumną.
DAMSKI KLUB
Chodzą wokół zielonego drzewka
Wokół choinki chodzą całkiem nago
A każda trzyma w prawej ręce świecę
A każda świeca nierówno się spala
A lewą ręką każda każdą drapie
Drapie ją w plecy aż do krwi ją drapie
Potem przykłada świecę do krwawiącej rany
Potem porzuca świecę i pod drzewkiem kuca
Kucają wokół zielonego drzewka Rodzą potworki tureckim sposobem A potem jakby całkiem zapomniały Gdzie były co robiły Ubierają się i wychodzą
BĄDŹ MI
Bądź mi od stóp do głowy, od pięty do ucha
Od kolan do pachwiny, od łokcia do paznokci
Pod pachą, pod językiem, od łechtaczki do rzęs
Bądź biegunem mojego pomylonego serca
Rakiem, który mózg jedząc pozwoli poczuć mózg
Bądź wodą tlenu dla spalonych płuc
Bądź mi stanikiem, majtkami, podwiązką
Bądź kołyską dla ciała, niańką co kołysze
Jedz mi brud zza paznokci, pij miesięczną krew
Bądź żądzą i spełnieniem, rozkoszą, znowu głodem
Przeszłością i przyszłością, sekunda i wiecznością
Bądź chłopcem, bądź dziewczyną, bądź nocą i dniem
Bądź mi życiem, radością, bądź śmiercią, zazdrością
Bądź złością i pogardą, nieszczęściem i nudą
Bądź Bogiem, bądź Murzynem, ojcem, matka synem
Bądź - i nie pytaj, jak Ci się wypłacę A wtedy darmo weźmiesz najpiękniejszą zdradę: Miłość, która obudzi śpiącą w Tobie śmierć
Comments