Obraz kupiony od @Aleksandraylisk w 2014 roku- do tej pory zdobi moją ścianę i przypomina o wspaniałej przygodzie, o marzeniu, które wydawało się zbyt piękne, by stało się prawdziwe.
Dziecko zakochane w kinie, od najmłodszych lat spędzające dni śniąc na jawie, rozmawiając z wszystkimi weteranami szklanego ekranu... Stallonem, Rourkiem, Deppem, Baconem, Brando i wieloma innymi. Kiedy dorastając zrozumiałam jak odległe od realizacji jest moje marzenie spotkania ukochanego idola, pękało mi serce. Do momentu kiedy "odkryłam" Toma Hiddlestona- nadzieję obecnego kina. Tak, ja wierna tym, których lata świetności dawno przeminęły, po raz pierwszy uległam urokowi "młodzieńca". I to właśnie ten cholernie zdolny, wrażliwy młodzieniec dostał angaż w spektaklu Coriolanus. Sztuka miała być wystawiana przez dwa miesiące. Gdzie? W Londynie.
Naiwna i pełna ekscytacji chciałam kupić bilet (był drogi, ale gotowa byłam wydać na niego ostatni grosz i zapożyczyć się u rodziców na podróż).
Gotowa, do startu, start! Odpalam stronę z biletami i... Czy byłam zdziwiona, że nie są już dostępne? Nie. W moim życiu, to był po prostu kolejny, smutny moment. Pech? Nie wiem. Przyzwyczaiłam się do tego, że nie każde marzenie można spełnić. Ale czy byłam rozżalona, że nie przeszło mi przez myśl, że może tych biletów zabraknąć? Jak cholera!
Dlatego zaczęłam robić to, w czym byłam dobra- RYĆ W INTERNECIE. Dowiedziałam się, że można odkupić bilety zwrócone. Tylko w konkretne dni, o konkretnej godzinie, na stronie teatru. Był tam licznik odmierzający czas do kolejnej sprzedaży- jako niepoprawna optymistka, znowu napełniłam się nadzieją. Z pomocą przyjaciół próbowaliśmy kupić bilety odświeżając stronę jak szaleni. Trzy, dwa, jeden i ODŚWIEŻ!- WYBIERZ!- KUP!- ZAPŁAĆ!
Ale zanim zdążyło przekierować nas do płatności, wyskakiwał komunikat- BILET JUŻ KUPIONY...
Dzwoniąc do teatru długo czekało się na linii, a kiedy w końcu ktoś odzywał się po drugiej stronie słuchawki, mówił: Przepraszamy, biletów już nie ma. Zachęcamy do skorzystania z naszej strony internetowej...
Nie poddam się- pomyślałam. Nie tym razem. Londyn jest za blisko, żeby się nie postarać tam dostać!
I tak trafiłam na pewne forum, a tam, dokonał się cud...
Bilety sprzedawane poza teatrem sięgały niebotycznych sum, sięgających tysięcy...
A ja trafiłam na osobę, która gotowa była odsprzedać bilet w "przystępnej" cenie. Napisałam, że wezmę go, nieważne za ile!
Okazało się, że kłamałam. 100 funtów, to nie była kwota dla studentki, zwłaszcza, kiedy funt stał po 6 złotych! Przeprosiłam, wytłumaczyłam dlaczego ta kwota mnie przerasta, ale sprzedająca zapytała tylko: A ILE MOGŁABYŚ DAĆ? Szybko przekalkulowałam swoje ówczesne dochody i odpowiedziałam, że 70 funtów, na co ona odparła, że sprzeda mi go za 60!
Mówcie co chcecie, dla mnie to był prawdziwy cud!
Choć miałam chwilę zwątpienia, kiedy dowiedziałam się, że sprzedająca obiecała też bilet innej osobie (mam z nią kontakt do dziś, tak narodziła się nasza znajomość, choć spektaklu razem nie obejrzałyśmy) i tak postanowiłam polecieć.
Dałam sobie uszyć sukienkę, pożyczyłam perły od przyjaciółki, spakowałam czerwone, lakierowane szpilki. Nocleg załatwił mi brat, u swojego znajomego. Rozpisał drogę (kiedyś mieszkał w Londynie) wytłumaczył jak i gdzie dojść, a przyjaciółka wręczyła mi angielską kartę sim, tak w razie czego (oj, przydała się).
Poleciałam. Sama. Nawet przez chwilę się nie wahałam i nigdy nie żałowałam tej decyzji.
Wchodząc do teatru Donmar (mały, cudowny, były magazyn po bananach) zdałam sobie sprawę, że mimo mojej miłości do kina i teatru, jestem w nim pierwszy raz jako osoba dorosła. Mój pierwszy prawdziwy spektakl. I to z jaką obsadą...
Mam nadzieję nigdy tego nie zapomnieć. Siedząc w drugim rzędzie, na balkonie patrzyłam na Toma Hiddlestona, Marka Gatisa i innych wspaniałych aktorów jak na bogów! Ich spojrzenia co chwile zatrzymywały się na moich oczach, zdawały się mówić, witaj w domu.
I tak się czułam... I nic innego się nie liczyło.
Kliknij:
Szczęście jest ulotne, łapcie je póki możecie. Co macie do stracenia?
Danka Sikorska
Comments