Spadanie
Arystotelesowska definicja prawdy brzmi mniej więcej tak: Powiedzieć, że istnieje, o
czymś, czego nie ma, jest fałszem. Powiedzieć o tym, co jest, że jest, a o tym, czego nie ma,
że go nie ma, jest prawdą. Uściśla to św. Tomasz z Akwinu podając trojakie rozumienie
prawdy. Pierwsze mieści się w obszarze metafizyki: Prawdziwe jest to, co istnieje; każda
rzecz, o ile istnieje, jest prawdziwa. Drugie wiąże się z teorią poznania: Prawda zachodzi
wtedy, jeśli to, co jest w naszym intelekcie, jest zgodne z rzeczywistością. Trzecie z kolei
wynika z logiki: Wszystko, co wskazuje na prawdę, ukazuje ją, prowadzi do niej. Do tego
trzeba by jeszcze dodać, że w filozofii chrześcijańskiej prawda jest warunkiem wolności
człowieka.
Nie wiem, dlaczego właśnie teraz przypominają mi się te pojęcia owej fundamentalnej
kategorii z zakresu filozofii. Nie wiem również, dlaczego właśnie teraz staje mi przed oczami
scena z filmu Marka Koterskiego „Dzień świra” o prawdzie bardziej mojszej niż twojszej,
zakończona rozrywaniem na warszawskim Placu Zamkowym polskiej flagi.
Ta moja niewiedza i brak rozeznania, dlaczego mi się to wszystko przypomina, jest
oczywiście blefem, figurą retoryczną. Wszak dobrze wiem, z jakiego powodu filozoficzna
refleksja o prawdzie i jej sarkastyczne przetworzenie przez Koterskiego naszły mnie właśnie
teraz. Oto bowiem okazuje się, że każdy swoją prawdę ma. Każdemu wyrasta we własnym
ogródku inna, ale za to jego własna, chociaż ciasna. Jako taka jest pieczołowicie podlewana,
zwykle żółcią. Ta jej wcale nie wypala, lecz przeciwnie – służy jej rozrostowi i dobrze się ma
w atmosferze pokrzykiwań i pogróżek. Dobrze się ma w tłoku ulicznych demonstracji, w
kuluarowych intrygach.
Prawda lubi też strony w układzie horyzontalnym, lewo lub prawo. Prawda z lewej nie
znosi tej z prawej do tego stopnia, że jej za prawdę w ogóle nie uważa – i odwrotnie.
Przedziwne, jak można patrzeć na to samo i widzieć całkiem coś innego (albo nie widzieć
niczego).
Jednym z największych mitów dotyczących prawdy jest twierdzenie, że leży gdzieś
pośrodku. Otóż pośrodku nie leży, co najwyżej jej wywleczony na środek trup. Żywa zawsze
jest tylko z jednej strony. Pytanie, z której, nie ma prostej odpowiedzi. Po prostu będzie za
każdym razem inna.
W pewnym wierszu Tadeusza Różewicza „Spadanie” jest mowa o tym, że dawniej
spadało się pionowo. Wówczas dawało to szansę na osiągnięcie dna. Od niego można było się
odbić. Teraz spadanie jest poziome. Wydaje się, że dna próżno szukać.
Ryszard Biberstajn
Comments