top of page
  • Zdjęcie autoraBuk Bukowski

LITERACKIE PIEKŁO-NIEBO- Felieton Wiktorii Mikulskiej


Gdy przeglądam kolejne grupy zrzeszające pisarzy-amatorów na Facebooku, po raz kolejny widzę to jedno pytanie, chociaż w różnych wersjach: uprzejmych, ostrożnych, rzeczowych lub prostolinijnych, krzyczących, niekiedy agresywnych. Może się sprowadzać do:

Dlaczego, to jest tak chętnie czytane?

lub

Kto wydaje takie gówno?


Różny charakter tych pytań, w rzeczywistości jest uwarunkowany niepopularnością średnich prac, którego autorem może być również nadawca jednego (lub jednego i drugiego) pytania.

Średni autorzy giną w rzeszy autorów słabych lub bardzo słabych. Co jednak z autorami dobrymi? Są praktycznie mitycznymi postaciami kręgów prozaików — każdy słyszał, że gdzieś istnieją, jednak nikt nie odważył się, ich poszukać.


Autor słaby, zwany również popularnym — posługuje się szablonami i kontrowersją. Im bardziej wulgarne będą prace, tym bardziej będą przyciągały młodych czytelników w imię owocu zakazanego, a jeśli mają przy tym przewidywalną fabułę, która podąża wedle utartych schematów, to za młodymi czytelnikami podążą ich rodziciele. Po prostu ludzie lubią to, co jest już im znane na zasadzie przyzwyczajeń, a przez lekką pikanterię i prosty, bardzo kolokwialny język, opowieści stają się nagle bliskie codziennemu życiu czytelników. Z tym, że jest milion razy fajniejszy i brzmi jak piękny sen, w którym każdy chciałby się znaleźć.

Okazuje się, że najchętniej czytaną konwencją literacką są opowieści young adult i dla nastolatków. Co ciekawe, znacznie częściej sięgają po takie powieści ludzie między 30 a 40 rokiem życia, niż faktyczni odbiorcy. Gdy w grę zaczyna wchodzić płeć ankietowanych, to najwyższe statystyki odnoszą panie, a zatem rośnie słupek głosów na kategorię “romans”.

(Nie należy odbierać statystyki osobiście, ja sama jestem kobietą i niekoniecznie czytam romanse, co więcej przeczytałam ich niewiele w swoim życiu.)

Opowieści romantyczne i dla nastolatków, do tego z elementami grozy lub fantastyki brzmi już jak przepis na udane ciasto. Historia nie musi być oryginalna, nie musi być porywająca, świetnie napisana, czy (co gorsza) nieść za sobą puentę.

Najlepiej sprzedające się książki, to:

a) znane nazwiska;

b) lekkie i banalne historie, których rozdział można przeczytać w autobusie, nie wysilając zbytnio swoich szarych komórek.

Wniosek zatem wysnuwa się sam: skoro ludzie nie szukają wyzwań intelektualnych, a jedynie relaksu i czegoś dającego satysfakcję (jak łączenie bohaterów o zupełnie szalonych charakterach, najlepiej stojących po przeciwnych biegunach osobowości). Musi być pieprz, musi być cukier i lekki język. Dozwolone są głupiutkie historyjki, byle się dobrze czytało.

Najlepiej sprzedające się książki, to łatwe w odbiorze książki.

Co jednak z autorami średnimi, którzy tak dzielnie walczą o sprawiedliwość i wartość swojej pracy? Największy procent tych autorów, to osoby młode i ambitne, które jeszcze nie znają się na biznesie. Nie można powiedzieć, że książki takich autorów się nie sprzedają, właśnie do nich należy jedna z dwóch kategorii najlepiej sprzedających się książek: znane nazwiska.

Część ze średnich autorów przestaje pisać i zaczyna np. robić zdjęcia lub wreszcie zaczynają się uczyć do końcowych egzaminów, maleńki procent zacznie szukać swojej ścieżki, skazując się na “bycie dobrym w czymś” (w pisaniu), część pozostaje średnim aż się wypali lub znudzi, a pozostali wydają bardzo przeciętne książki. Na tym ta historia skończyłaby się, gdyby nie fakt, że takie osoby stają się niekiedy równie znane, co dobrzy i docenieni pisarze.

Jak oni to robią?

Po prostu nie piszą książek, tylko je produkują.

Masowo.

Wydają pięćdziesiąt pozycji rocznie, a Ty już nie jesteś w stanie kupić telegazety, by pani w kiosku nie dołączyła do niej książki takowego autora. Przychodzi ciężka zima, że grzejniki zamarzają, zaczynasz gotować herbatę nad tomikiem czwartym, dwudziestym piątym i dwusetnym jakiejś sagi norweskiej. Otulasz się ciepłym kocem i patrzysz jak wykonane w Paincie okładki płoną i zastanawiasz się, czy w Skandynawii też ludzie tak robią. Podnosisz wzrok na półkę i nie rozumiesz w jaki sposób masz na niej całą kolekcję, a grzbiety tych okładek tworzą obrazek z tytułem całej serii.

Możesz być zatem średnim pisarzem i od każdego wydanego tytuły dostawać dwa złote, ale jak masz ich milion, to jesteś w stanie sobie całkiem nieźle żyć.

Jeśli umiesz dawać czytelnikom satysfakcję kosztem dobrego smaku, kunsztu literackiego, czy ogólnego pojęcia sztuki, to możesz być popularnym pisarzem i wylegując się na pokładzie swojego jachtu przeglądać hejty i memy na swój temat.

Co zatem z pisarzami dobrymi? Czy w ogóle opłaca się nim być?

Pisarz dobry nie jest fabryką. Często poświęca więcej pracy i zaangażowania w to, co tworzy, dodatkowo posiada intuicję artystyczną (o talencie przecież nie ma mowy, nie można osiadać na tym magicznym słowie bez pracy i doświadczenia, warsztatu zawsze można się nauczyć), dzięki czemu umie wyważyć wszystkie wątki w swoich pracach. Zazwyczaj stanowią zwartą całość, posiadają szczegóły i pułapki myślowe na czytelnika, dzięki czemu opowieść nie jest już lekką historyjką na dobranoc, ale zagadką, w którą ambitny czytelnik chętnie się zagłębi. Taki autor posiada grono najwierniejszych fanów, na których składa się: mama, druga połówka, najbliżsi przyjaciele i ojciec chrzestny.

Pieniężnie, jeśli ma odrobinę szczęścia, to jest w stanie zyskać więcej niż autor popularny, a dodatkowo dostanie coś, czego taki autor nie jest w stanie osiągnąć: szacunek i miłość swoich czytelników.

Historia zna przypadki groszowych historii, które swoją sztampą i karykaturalnością przeszły do historii, chociaż czytane intensywniej i na większą skalę niż powieści prawdziwie intelektualne, to nie jestem w stanie na poczekaniu przypomnieć sobie nazwiska, któregokolwiek autora tego typu powieści. Nie bez przyczyny mówiono na nie: “groszowe”.

Jest to pewnego rodzaju obietnica dla autorów, którzy uważają się za dobrych, ale nieodkrytych, przestroga dla autorów nieoryginalnych i porada dla autorów średnich, którzy, jako jedyni mogą mówić, że pracują w zawodzie: pisarz.

Konkluzja jest taka, że prości ludzie (nieartystyczne, zwyczajne, realistyczne, pozytywistyczne grono, wyzbyte z potrzeby wartości intelektualnych i estetycznych — wyjaśnienie dla bohemy) lubią proste książki, napisane przez ludzi takich, jak oni, tylko którzy mają odwagę spisywać swoje fantazje i pokazywać innym. Każdy im przybije piątkę, bo kto by nie chciał być pięknym, bogatym i jeszcze przeżywać niesamowite przygody, będąc przy tym kimś bardzo ważnym i potężnym?


Wiktoria Mikulska


64 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page